Physalis, inaczej zwany cape gooseberry, goldenberry lub „cage d’amour” („klatka miłości”) pochodzi z obu Ameryk. Obecnie najczęściej sprowadzany jest z Kolumbii. Podobnie jak pomidor, rośnie na niewysokich krzaczkach. Okrąglutkie, pomarańczowe owoce, wielkości czereśni, ukryte są pod delikatnymi suchymi listkami. Mają lekko kwaskowy smak, zbliżony do mieszanki agrestu z poziomką – to moje subiektywne odczucie. Są bardzo smaczne, mają maciupeńkie, prawie niewyczuwalne, jadalne pesteczki i są w całości gotowe do spożycia. Ze względu na swój urok, wykorzystywane są głównie do dekoracji, ale także jako składnik sałatek owocowych, konfitur, itp. Ich smak i wygląd świetnie komponuje się z czekoladą. Owoce, czy też jagody physalis mogą być także ususzone i spożywane podobnie jak rodzynki. 100 g tych owoców to około 53 kalorie. Z pewnością warto spróbować!
Szkoda, że nie mogę go u siebie dostać:(
Gooseberry to agrest, miechunka to cape gooseberry. Poza tym z tego co pamiętam, to chyba jednak ma pestki, takie malutkie – jak pomidorki koktajlowe.
Pozdrawiam:)
Dziękuję za czujność 🙂 a co do pestek – sprawdziłam, i choć nie są wyczuwalne, to rzeczywiście znajdują się tam w środku takie małe pesteczki – skoryguję wpis 🙂 Pozdrawiam!
Już miała pisać że widziałam w pewnych Delikatesach, lecz wspierając się marną wiedzą na google okazało się że miałam na myśli Kumkwat:)
Miechunka rośnie u mnie na działce i co ważne, w pełni dojrzała jest pierońsko gorzka!
Witaminkoo! Physalis bywa w marketach, ale raczej naszą późną jesienią
w netto można je dostać