Nie potrafię Wam wyjaśnić dlaczego, ale Crème brûlée to dla mnie kwintesencja Francji. Lubię jego nazwę, z tym delikatnym , gardłowym „ehr” (wymowy û oraz é nie podejmę się Wam w tym miejscu wytłumaczyć ). Uwielbiam zbijać jego twardą skorupkę, a potem nabierać łyżeczką pyszną, kremową zawartość. Lubię, kiedy karmel jest dość gruby i mocno przypalony. To jeden z moich ulubionych deserów.
Przepis jest bardzo prosty, ale jeśli robicie Crème brûlée pierwszy raz – polecam Wam krótki Film instruktażowy, po obejrzeniu którego nie będziecie mieć już żadnych wątpliwości. Jak widać na poniższym obrazku, ja swój krem zrobiłam z połowy składników.
Crème brûlée
{ około 6 porcji }
- 2,5 szklanki śmietany 30%
- laska wanilii ( lub 1,5 łyżeczki ekstraktu )
- 8 żółtek
- 1/2 szklanki cukru
- oraz kilka łyżek drobnego cukru, najlepiej brązowego
Potrzebne przybory : 6 ramekinów, szeroka blacha, opalarka, gorąca woda.
- Nagrzej piekarnik do temperatury 160°C.
- Ramekiny ułóż w pustej blasze, możesz pod spód podłożyć ściereczkę.
- Jeśli używasz laski wanilii, przetnij ją wzdłuż i nożem wyłuskaj ziarenka.
- Śmietanę wlej do rondelka, dodaj wanilię i zagrzej na średnim ogniu, aż pojawi się pianka. Zdejmij z ognia i odstaw na 10 minut.
- Żółtka wymieszaj z cukrem – najlepiej zwykłą trzepaczką.
- Wlej śmietanę do żółtek – najpierw odrobinę, potem całą resztę. Uważaj, aby żółtka się nie ścięły. Usuń pianę, która pojawi się na powierzchni.
- Przecedź całość i rozlej do ramekinów.
- Wlej do blachy gorącą wodę, mniej więcej do połowy wysokości ramekinów.
- Wstaw do piekarnika i piecz w kąpieli wodnej 35 – 45 minut. Kiedy krem będzie miał konsystencję ściętej galaretki – jest gotowy.
- Ostrożnie wyjmij ramekiny z wody i wstaw je do lodówki na około 4 godziny ( krem można przechowywać w lodówce do 3 dni ).
- Na koniec przygotuj karmel. Posyp wierzch kremu warstwą cukru ( około 1-2mm ), a następnie przypal go za pomocą opalarki. Smacznego!
uwielbiam!
Dla mnie też ten deser jest fhancuski:) . I bahdz, ale to bahdzo go lubię:).
A jak z tym e i u to wiem, bo się uczyłam, ale to było szmat czasu temu:).
Wiesz, że nawet rameikiny mamy takie same, choć jeden ostatnio stłukłam…:(
Na szczescie dla mnie to jeden z najpopularniejszych deserow w deszczowej, ma go co druga restauracja. na drugim miejscu stawiam chocolate brownie albo trufle..sama nie wiem. pozdrawiam
skąd masz kobieto opalarkę? 😀 A czekaj, czekaj… ja też mam 😀
Uwielbiam!!!
Wygląda przepysznie… nie mogę się już doczekać własnego palnika;)
Ja swój kupiłam dawno temu, odleżał swoje w szafce i doczekał się użytku dopiero odkąd mam bloga 🙂 przydaje się nie tylko do Crème brûlée. Pozdrawiam!!!
I w tym momencie żałuję potwornie, że nie mam palnika! Co prawda wyczytałam u Julii Child, że wersja z palonym cukrem jest tylko jedną z opcji i np. z praliną również otrzymamy >prawdziwy< creme brulee. Ale i tak wszyscy wiemy, że to o chrupiącą karmelową skorupkę chodzi. Bez tego nie ma zabawy.
Crème brûlée z karmelem to jedyna słuszna opcja! Z praliną to by była raczej jakaś „crème pralinée” ( bo krem po francusku to „ona/kobieta” – tak jak samochód, dom, czy na przykład krzesło ). To już wiesz, Centko, jaki zakup Cię w najbliższym czasie czeka? Polecam taki jak na filmiku, po co się rozdrabniać 😉
Zgadzam się – to wspaniały deser:-). Ostatnio robiłam krem kataloński czyli hiszpański odpowiednik crème brûlée. Nie mam palnika. Kokilki przez chwilę zapiekłam w mocno nagrzanym piekarniku z włączoną funkcją „grill”,ale palnik trzeba będzie kiedyś kupić:-)
Też jest to jakaś metoda – zapiekanie w piekarniku. Jednak palnikiem da się to lepiej kontrolować 🙂
jest takie rozkoszne
dzisiaj mam ochotę o nim pomarzyć
Powinnam zakupić w końcu opalarkę 🙂 Nie raz słyszałam, że przydaje się do niektórych przepisów! Może w tk maxx jeszcze będzie!
Jestem pewna, że tym wpisem skłonię parę osób do zakupu opalarki ;-))) Ja nie pamiętam ile płaciłam, ale nie była to żadna wielka suma, właściwie parę groszy, a przydaje się 🙂
Jeszcze nie trafiłam w sklepie na opalarkę, ale pewnie gdy ją zobaczę, to kupię 😉 Twój blog nominowałam do nagrody Versatile Blogger Award 🙂 Pozdrówka.
Bardzo dziękuję 🙂
Wstyd, ale jeszcze w życiu nie jadłam creme brulee:) …. kusi mnie bardzo, ale jakoś nie próbowałam:)
Żaden wstyd, tylko powód do spróbowania 🙂
Byłem kiedyś na imprezie, gdzie Gospodyni z palnikiem kończyła to cudo a wszyscy goście stali jak żołnierze z łyżką zamiast karabinu, za to w grobowym milczeniu.
Chyba Znacie tę Panią.
p.s.
piękne zdjęcia tu są
Chyba tak 🙂